Etap V – Laminowanie połączeń, odwracanie, denniki i bulb

Po ostatecznym szlifowaniu planuję zabrać się za laminowanie łączeń sklejki.

Szlifowałem nie za gładko żeby żywica i szkło dobrze trzymały się powierzchni.

W międzyczasie przyszły materiały do laminowania całej łodzi, płetw, jarzm ect. z dużym wydaje się zapasem. Złącza będę laminował zgodnie z projektem. Gramatura tkaniny wymusza na łączeniu obła z dnem zastosowanie czterech warstw. Dlatego tych pasków trochę trzeba naciąć. 

Laminowanie okazało się nietrudne. Żywica na sklejkę, na to pas tkaniny wałkowanie i dalej. Nietrudne powtarzalne ale jednak czasochłonne. Zacząłem z rozpędem żeby zobaczyć jak idzie ale potem zdałem sobie sprawę z tego, że trzeba położyć wszystkie warstwy póki miękkie (zostałem pouczony, że dopóki na laminacie zostaje odcisk palca to można kłaść następną warstwę). Jeżeli laminat złapie już na sztywno wtedy przed kolejną warstwą trzeba dobrze przeszlifować. A, że zacząłem dość późno i walczyłem do zwycięstwa, to skończyłem dobrze po północy.

Po wyschnięciu wszystkie laminowane powierzchnie przeczyściłem szlifierką oscylacyjną. Wszystkie usztywnione kolce wystające, przeszkadzajki, ewentualne zacieki, wszystkie nici niezłapane żywicą no i sam laminat. Planowałem następnie laminować cały kadłub ale zmieniłem zdanie i nie mogąc się doczekać jak to jest, odwróciłem łódkę. Nie powiem… ważny dzień… pełen emocji. dający dużo radości i chęci do dalszej pracy. Odwracanie – trzy opony, jeden kolega i syn. Pyk myk i stoi NASZA łódka!!! 

I już po zdemontowaniu wszystkich elementów helingu. Odwrócenie łódki to na prawdę fajny moment.

Pierwszą rzeczą za jaką się wziąłem po odwróceniu łódki to denniki. Docięte na odpowiedni przekrój kawałki dębiny czekały już jakiś czas. Tu oczywiście jak już w wielu przypadkach w przeszłości okazało się, że ręcznie wychodzi najdokładniej, a czasem i najszybciej. Szczególnie jak się jeden dennik zepsuje maszyną i trzeba szukać dębiny jeszcze raz…

Tu pilers jeszcze nie wklejony – tylko przymiarka, natomiast miejscami już widać przy wzdłużnikach efekt pracy fileciarza.

Jakby ktoś miał zamiar kupować elektronarzędzia do budowy łódki i się zastanawiał czy na kablu czy na baterie… 😉

Zamówiłem rewizje do komór wypornościowych. Duża będzie do forpiku. Małe zamierzam zamocować: forpik na dole achterpik na dole (pod podłogą kokpitu) oraz dwa w ścianach wanny kokpitu – zgodnie z sugestią konstruktora jako wywietrzniki na postoju i doświetlacze.

Filetowania ciąg dalszy.

Pierwsze razy z frezarką na okrągło.

Rewizja pod podłogą kokpitu – z przymiarką pierścienia.

Rewizja dolna na dziobie.

Wpadłem na pomysł wykorzystania przestrzeni nad koją schowaną pod kokpitem. W tym celu wyciąłem dodatkowy otwór we wręgu B. Zrobię tam półkę na wpychanie śpiwora albo jakiś lekkich przydasiów. Pomysł wydawał się rewolucyjny do momentu, aż zobaczyłem, że któryś z szanownych poprzedników już to wymyślił 😉

Pojawiają się listwy konstrukcji ław w kokpicie.

Wzmocniłem podłogę w kokpicie – będzie też do czego przykręcić oko do wpinania uprzęży.

Kontrola jakości – ścianki kokpitu docięte.

Kawał blachy do przykręcenia w miejscu mocowania zawiasu dolnego płetwy sterowej. Dogięcie jej pod właściwym kątem wykonali mi metalowcy jak im zawiozłem nastawiony kątownik nastawny. Za dychę. Coś na zdjęciu jakby krzywo ale jest ok. Zresztą w innych miejscach są zdjęcia gdzie wygląda dobrze, a w rzeczywistości jest pewnie gorzej 😛

Tu widać, że się pospieszyłem z tym wzmocnieniem podłogi kokpitu. Teraz przykręcenie tej kwasówki będzie utrudnione. Zrobienie otworów w dnie będzie wymagało długiego wiertła.

Montaż płata sklejki na wręgach w miejscu łączenia pokładu.

Wzmocnienie pokładu na dziobie.

Dociąłem wzmocnienia burt w miejscu montażu podwięzi wantowych.

Wycinanie luków rewizyjnych we wręgu A.

Tu już wycięte. Zastanawiam się czy dawać tak duże wzmocnienia na pawęży.

Malowanie odgrzybianiem.

Pierwsze malowanie podkładem.

Ostatni weekend października wykorzystałem na przetopienie ołowiu i odlanie bulba. Wniosek jest jeden => metalurgia i odlewnictwo to moja nowa pasja tylko nie wiem skąd wiedzę czerpać… Pierwsze zalewanie formy skutkowało pryskającym gejzerem płynnego ołowiu. Tak formę wypaliłem małą lutlampą i na pewno była sucha. Odlewanie drugiej połówki spokojne i duża radość… do momentu gdy zaczęło bulgotać jak w kociołku Shreka.

Miejsce topienia – komentarz syna: “tato jak ty na to wpadłeś żeby ognisko rozniecać za pomocą maszynki do dmuchania balonów, kawałka węża ogrodowego i drabinki od trampoliny???” 😀

Muszę przeżyć tą budowę żeby było kim pływać dlatego zainwestowałem maskę z kompletem pochłaniaczy dla szkutniko-lakierniko-sadowniko-odlewnika. Tak w instrukcji było napisane.

Drugie topienie, drugie odlewanie (paliłem samym drewnem) – czyli przetapianie gotowych już połówek bulbów (tylko z kiepską płaszczyzną od strony płetwy kilowej) – poprzedzone było wypalaniem wygrzewaniem formy dużą lutlampą przez pół godziny! Efekt jest lepszy ale niewiele. Ołów znów bulgotał i żył swoim życiem z minutę po zalaniu. Powód jakiś tego zachowania na pewno jest. Chętnie go poznam ale trzeci raz przetapiać nie będę.

Kolejne kroki to zabudowa kokpitu oraz pokład i wnętrze. A może lepiej wnętrze i pokład. Chociaż jeżeli mam myśleć poważnie o SPA to powinienem popływać Scorchem w przyszłym sezonie. Na zabudowę wnętrza byłby czas w czasie kolejnej zimy. 

Dodałem zakładkę wyposażenie.

Jest tam lista rzeczy niezbędnych do wykończenia łódki oraz potrzebnych do realizacji marzenia SPA. Lista pokazuje skalę przedsięwzięcia i na pewno będzie rosnąć ale z czasem mam nadzieję pojawiać się będzie coraz więcej skreśleń.

J.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *